Miasto które budzi się na tylnej kanapie taksówki
Przed świtem miasto należało do niego. Ulice wciąż pachniały deszczem, a mgła snuła się między latarniami jak duchy niedokończonych rozmów. Tomasz uwielbiał tę godzinę – czuł, że wszystko jest jeszcze możliwe, że dzień nie został jeszcze uformowany i może przybrać dowolny kształt. Odpalił aplikację, poprawił lusterko i ruszył przed siebie.
Pierwsze wezwanie – dolot dwa kilometry. Tomasz skinął głową do siebie w lusterku. Dobry początek.
Pasażerem okazał się mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze, ale z wyrazem twarzy człowieka, który właśnie pożegnał się z jakąś częścią siebie.
– Lotnisko, proszę.
Tomasz zerknął na niego przez lusterko.
– Długi lot?
Mężczyzna przez chwilę milczał.
– Można tak powiedzieć. Do Tokio.
– Ciekawe miasto. Byłem raz, ale wirtualnie – uśmiechnął się Tomasz. – Miałem znajomego, co tam pracował i pokazywał mi wszystko przez kamerę. Czasem czułem, że sam tam jestem.
Pasażer uniósł brwi.
– I jak? Podobało się?
Tomasz skinął głową.
– Najbardziej to, że tam nocne życie nigdy się nie kończy. Jakby ktoś wyjął noc z kontekstu i rozciągnął ją na całą dobę.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
– Może właśnie dlatego tam jadę.
Tomasz zawiózł go na lotnisko, a kiedy zobaczył, jak pasażer z plecakiem w ręku znika w tłumie, poczuł coś dziwnego. Może zazdrość? Może tęsknotę za czymś, czego jeszcze nie miał?

Następne wezwanie. Klub nocny. Tomasz westchnął – poranne kursy spod klubów to była loteria. Albo zaspani imprezowicze, albo pary w środku cichych kłótni, albo ktoś, kto kompletnie nie wiedział, gdzie się znajduje.
Kobieta, która wsiadła do auta, była inna. Elegancka, ale z widocznymi śladami długiej nocy. Makijaż lekko rozmazany, włosy nieco roztrzepane. Była zmęczona, ale uśmiechnięta.
– Dobry wieczór. A może już dzień?
– Coś pomiędzy – odparł Tomasz, spoglądając na miejsce docelowe. Hotel w centrum.
Ruszyli.
Kobieta wyjrzała przez okno, jakby oglądała miasto pierwszy raz.
– Powiedzmy, że miałam nadzieję na wieczór, który zakończy się inaczej – powiedziała w końcu.
Tomasz nie odzywał się, dając jej przestrzeń.
– Czy zdarzyło się panu kiedyś pomyśleć, że jeszcze jeden moment, jeszcze jeden krok – i wszystko mogłoby być inne?
Tomasz zastanowił się.
– Myślę, że codziennie mam takie momenty. Każdy kurs to inna historia. Czasem się zastanawiam, czy gdybym nie przyjął danego zlecenia, to moje życie nie poszłoby w zupełnie innym kierunku.
Kobieta spojrzała na niego uważnie.
– To piękne. I trochę przerażające.
Kiedy dotarli na miejsce, wysiadła powoli.
– Miłego dnia – powiedziała, zatrzymując się na moment.
– I pani również – odparł Tomasz.
Przez chwilę jeszcze stał na światłach, patrząc, jak znika za drzwiami hotelu.
Kolejny kurs. Tym razem dziewczyna z wielką torbą. Spóźniona, roztrzepana, ale z energią, jakby mogła zasilić cały blok.
– Dzień dobry! O matko, dziękuję, że pan przyjechał tak szybko. Jakie to szczęście!
Tomasz zaśmiał się.
– Aż tak?
– Tak! – Spojrzała na niego wielkimi oczami. – Właśnie dostałam pracę marzeń i… no wie pan, pierwsze wrażenie jest najważniejsze. A jak spóźnię się na pierwszy dzień, to już po mnie.
Tomasz ruszył.
– A gdzie ta praca marzeń?
– W galerii sztuki. W końcu będę robić coś, co kocham!
Było coś w jej głosie, co przypomniało Tomaszowi samego siebie sprzed lat – tego chłopaka, który wierzył, że każdy dzień może przynieść coś niezwykłego.
– Zazdroszczę – powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
– Ale dlaczego? Przecież pan też ma ciekawą pracę. Poznaje pan ludzi, słucha ich historii…
Tomasz spojrzał na nią przez lusterko.
– Racja – powiedział po chwili. – Może i mam najlepszą pracę na świecie.
Po drodze do galerii dziewczyna opowiadała mu o swoich planach, o wystawach, które chciała kiedyś zorganizować, o tym, jak sztuka zmienia ludzi. Kiedy wreszcie dotarli, pobiegła w stronę drzwi, machając mu jeszcze na pożegnanie.
I wtedy Tomasz poczuł coś nowego – coś, co przypominało radość.
Było jeszcze wcześnie, ale już czuł, że ten dzień jest inny. A może to on był inny? Może każda rozmowa, każdy pasażer zostawiał w nim coś, co sprawiało, że świat wydawał się trochę mniej przewidywalny?
Otworzył okno, wciągnął chłodne powietrze i uśmiechnął się do siebie. Przed sobą miał miasto, które budziło się zwolna na tylnej kanapie jego taksówki.