Światła miasta, cienie ludzi – ulice, które nigdy nie śpią

Jestem kierowcą. Moim światem jest miasto – ulice, które nigdy nie śpią, światła odbijające się od mokrego asfaltu, anonimowe twarze w lusterku wstecznym.

Każda trasa to nowa historia. Ale większość pasażerów znika tak szybko, jak się pojawia. Są jak gwiazdy na nocnym niebie – błyszczą przez chwilę, a potem gasną, zostawiając po sobie tylko ślad w aplikacji.

Aż pewnego wieczoru trafiłem na nią.

Zlecenie przyszło przez FreeNow. Imię: Marta. Punkt odbioru: cichy zaułek w centrum. Nie wyróżniało się niczym szczególnym. Ale gdy wsiadła do auta, od razu poczułem, że to będzie inna podróż.

– Dobry wieczór – powiedziała, zapinając pas.

– Dobry wieczór – odpowiedziałem, ruszając spod krawężnika.

Milczeliśmy przez chwilę, a potem zapytała:

– Jeździ pan codziennie?

– Prawie.

– To trochę jak bycie latarnikiem, prawda? – powiedziała nagle.

Zaskoczyła mnie tym porównaniem.

– Latarnikiem?

– Tak. Taki człowiek stoi w jednym miejscu i codziennie zapala światło dla innych. Ale sam zostaje w cieniu.

Nie odpowiedziałem od razu.

– A ja? Przecież ja się przemieszczam.

– Może i tak, ale wciąż jesteś tylko na moment w życiu innych ludzi. Podwozisz, rozświetlasz trasę i odjeżdżasz. Zostajesz w cieniu.

Światła miasta

To było trafne. Nie znałem żadnych moich pasażerów naprawdę. Oni mnie też nie.

Spojrzałem na nią w lusterku.

– A ty? Dokąd jedziesz?

– Do domu – odpowiedziała. Ale po chwili dodała: – Przynajmniej tak mi się wydaje.

– Nie jesteś pewna?

Uśmiechnęła się.

– Dom to przecież nie tylko adres, prawda? To miejsce, do którego chcesz wracać.

Zamyśliłem się. Czy ja miałem takie miejsce?

Kiedyś… Może kiedyś tak. Ale zbyt długo jeździłem, żeby pamiętać, jak to jest zatrzymać się na dłużej.

– A ty? – zapytała. – Masz swój dom?

Chciałem powiedzieć, że tak. Ale prawda była inna.

– Mam auto.

– To nie to samo.

– A może właśnie tak? – zapytałem. – Może dom to nie adres, tylko droga? Może są ludzie, którzy nie potrafią się zatrzymać?

Patrzyła na mnie przez chwilę.

– Może – powiedziała cicho. – Ale każdy kiedyś musi wysiąść.

Znów zapadła cisza.

– Niektórzy wracają – powiedziała po chwili.

– Naprawdę?

Kiwnęła głową.

– Nie zawsze od razu. Niektórzy muszą przejechać długą trasę, zanim zrozumieją, gdzie chcą być.

Zatrzymałem się pod wskazanym adresem.

– To tutaj – powiedziała.

– Tak – odparłem.

Przez moment siedziała bez ruchu.

– Może czasem warto zapamiętać adres – powiedziała w końcu.

Patrzyłem, jak wysiada i znika w bramie.

A ja? Ja nagle zrozumiałem, że niektórzy pasażerowie zostają w nas dłużej, niż myślimy.

Może kiedyś wrócę.

Koniec? A może dopiero początek.

Udostępnij ten wpis