Bolt nie zwraca za korki, objazdy i stracony czas. Kierowcy płacą z własnej kieszeni
W ostatnich tygodniach otrzymaliśmy niepokojącą relację od jednego z kierowców współpracujących z Bolt. Sytuacja, którą opisuje, dobitnie pokazuje, że platforma nie przewiduje żadnej formy rekompensaty finansowej za czas i dystans dodatkowo przejechany z powodu korków, prac drogowych czy objazdów. A to oznacza jedno: wszystkie koszty takich sytuacji ponosi wyłącznie kierowca.
18 kilometrów za 35 złotych. „Jechałem do centrum, więc przyjąłem kurs”
Jeden z kierowców zdecydował się przyjąć przejazd, mimo że już na pierwszy rzut oka stawka była wyjątkowo niska. Za kurs o długości 18 km przewidziana była kwota 35 zł netto, co oznaczało realnie mniej niż 2 zł za kilometr. Kierowca wyjaśnia, że podjął się zlecenia tylko dlatego, że zależało mu na dotarciu do centrum miasta.
Po odebraniu pasażerki, aplikacja Waze poinformowała o dużych utrudnieniach na trasie domyślnie wyznaczonej przez Bolt. Powodem były prace drogowe i gigantyczny korek. Alternatywna trasa, choć dłuższa o 3 km, miała skrócić czas przejazdu o ponad 15 minut. Pasażerka, spóźniona na pociąg, wyraźnie poprosiła kierowcę, by pojechać szybciej.
Kurs zakończony… i zimny prysznic od Bolta

Po zakończeniu kursu, który trwał około 50 minut, kierowca natychmiast zgłosił do supportu aplikacji, że trasa musiała zostać zmieniona ze względu na korek i roboty drogowe. Pierwszą odpowiedź wysłał automatyczny chatbot Alfred, który lakonicznie odrzucił prośbę. Po przekierowaniu do realnego konsultanta, odpowiedź była jeszcze bardziej rozczarowująca:
„Czas spędzony w zatorach drogowych oraz inne nieprzewidziane sytuacje na drodze nigdy nie były dodatkowo opłacane i Bolt nie wprowadził zmiany, która by to rekompensowała.”
Takie stanowisko oznacza, że kierowca został obciążony całością kosztów wydłużonego czasu pracy, zużytego paliwa i dodatkowego dystansu – mimo że okoliczności były całkowicie losowe i niezależne od niego.
Uber rozwiązuje to lepiej. Dlaczego Bolt nie chce?
Dla porównania – Uber posiada mechanizm automatycznej korekty opłaty, jeśli przejazd znacząco się przedłuży z powodu korków, objazdów lub innych nieprzewidzianych czynników. Algorytm sam uwzględnia rzeczywisty czas i trasę przejazdu, nie przerzucając kosztów na kierowcę. W przypadku Bolta – mimo że platforma również dysponuje danymi GPS i wie o korkach – kierowcy są pozostawieni sami sobie.
Koszty zawsze ponosi najsłabszy
Niepokoi fakt, że Bolt ignoruje problemy kierowców z taką konsekwencją . Kierowcy, będący podstawą funkcjonowania całej platformy, nie mają żadnych narzędzi ani wsparcia w przypadku nagłych zmian trasy. Nie mogą też pobrać dodatkowej opłaty od pasażera, bo naraziłoby ich to na negatywną ocenę lub zgłoszenie.
A przecież nie mówimy o celowym wydłużaniu kursów. Chodzi o sytuacje losowe: roboty drogowe, wypadki, zamknięcia ulic. Każdy, kto spędził trochę czasu za kółkiem w mieście, wie, że to codzienność. Dlaczego więc koszt tej codzienności spada tylko na barki kierowców?
Jeśli Bolt nie wprowadzi systemowej zmiany, coraz więcej kierowców będzie rezygnować z kursów niepewnych, nisko wycenionych, prowadzących przez zatłoczone rejony lub w godzinach szczytu. A to odbije się nie tylko na czasie oczekiwania pasażerów, ale na całym wizerunku platformy.
Bo tanio nie może oznaczać niesprawiedliwie.