Uber jako społeczność? Przykład PR-owej fikcji
Na portalu WNP.pl pojawił się artykuł pod tytułem „Społeczna odpowiedzialność w nowym wydaniu. Uber to społeczność” promujący narrację Ubera jako odpowiedzialnej społecznie firmy integrującej i budującej „społeczność”. Trudno jednak przejść obok tej publikacji obojętnie, jeśli zna się realia współpracy z Uberem od środka. Jako kierowca z wieloletnim doświadczeniem i redaktor portalu dla kierowców, nie mogę nie zabrać głosu w tej sprawie. Artykuł WNP to nic innego jak kolejna odsłona korporacyjnego PR-u, który z rzeczywistością ma niewiele wspólnego.
Uber nie jest i nigdy nie był „społecznością”
W artykule PR-owsko opisano Ubera jako platformę, która jednoczy kierowców i wspiera ich rozwój. Prawda jest jednak zupełnie inna. Uber sam w sobie nie jednoczy nikogo. Kierowcy są samotnymi wykonawcami usług, traktowanymi przez system jak zasoby do optymalizacji. Jeśli gdzieś pojawia się „społeczność”, to nie dzięki Uberowi, ale pomimo niego. Kierowcy muszą jednoczyć się sami — walcząc o godne warunki współpracy, niższe prowizje, lepszy support i szacunek, którego korporacja im odmawia.
To nie Uber tworzy wspólnotę, ale niezależne grupy, fora, portale takie jak „Na Aplikacji”, gdzie kierowcy wspierają się nawzajem, wymieniaą informacjami i organizują oddolne akcje. Uber jedynie czerpie zysk z naszej pracy, nie budując żadnych narzędzi do realnej integracji czy wsparcia społecznego.
Uber Dreams – marzenia na potrzeby kampanii
Program Uber Dreams, który rzekomo pokazuje, że Uber zmienia życie kierowców i kurierów na lepsze, to klasyczny przykład kampanii wizerunkowej. Świecące przykłady jednostkowych historii mają przykryć brutalną codzienność tysięcy innych kierowców, którzy nie mogą się doprosić odpowiedzi na zwykłe zgłoszenie do supportu.
To nie jest realny wpływ na życie ludzi. To narracja mająca zbudować pozytywny obraz firmy, która w praktyce maksymalizuje zyski kosztem najważniejszego ogniwa swojego modelu biznesowego: kierowców i kurierów.
Wsparcie kierowców? Prędzej wsparcie algorytmu
Uber w artykule chwali się wsparciem dla partnerów i kierowców. W praktyce oznacza to jedno: prowizje sięgające nawet 50% oraz kontakt z supportem, który trudno nazwać wsparciem. Kierowcy zamiast realnego kontaktu z osobą kompetentną, otrzymują automatyczne odpowiedzi generowane przez sztuczną inteligencję, a jeśli mają szczęście, zostaną przekierowani do osoby mówiącej po angielsku lub hindusku, która nie rozumie lokalnego kontekstu ani specyfiki pracy w Polsce.
Jak mamy mówić o „wspieraniu”, skoro kierowcy muszą borykać się z nieuczciwymi blokadami kont, brakiem przejrzystości w rozliczeniach, a każda forma skargi kończy się kopiuj-wklejkami w stylu „zbadamy sprawę”?
Społeczna odpowiedzialność czy tylko strategia PR?
Uber nauczył się dobrze opakowywać swoje działania. Słowa takie jak „inkluzja”, „równouprawnienie”, „lokalna społeczność” są elementami słownika, który dobrze brzmi w mediach i raportach ESG, ale nie ma pokrycia w rzeczywistości. Kierowcy to w tej narracji tło dla wizerunkowych sukcesów korporacji.
Nie ma nic z „społecznej odpowiedzialności” w firmie, która unika zatrudniania na etat, przerzuca odpowiedzialność podatkową i prawną na zewnętrznych „partnerów”, a w razie problemu umywa ręce, zasłaniając się „systemem”.
Zamiast ładnych haseł — realne zmiany
Jeśli Uber chce rzeczywiście uchodzić za społecznie odpowiedzialną firmę, niech zacznie od podstaw:
- jawnych i stałych stawek,
- przejrzystych prowizji,
- wsparcia w języku polskim,
- szacunku do kierowcy jako człowieka, nie cyfrowego pionka.
Bo prawdziwa społeczność nie powstaje z marketingu. Ona rodzi się z wzajemnego szacunku, dialogu i realnego partnerstwa. Tego niestety w modelu Ubera wciąż brakuje.